Tajemnicze święto

Istnieją takie święta, których powagę rozumiemy, znamy, czujemy przez skórę. Są to oczywiście Wielkanoc, Boże Narodzenie i jeszcze kilka innych. Szykujemy się na nie przy pomocy specjalnych okresów poprzedzających, postanawiamy klasycznie nie jeść słodyczy albo nieco bardziej dajemy się ponieść postnej kreatywności, prawa strona Internetu kipi od nadmiaru rekolekcji mniej lub bardziej last minut, a jeśli ktoś niefortunnie polubił na facebooku o kilka pobożnych profili za dużo, jego tzw. wall pokrywa się szczelnie tematycznymi obrazkami. Rozumiemy znaczenie tych świąt. Oto przykład: Pan Jezus zmartwychwstał. I choć prawdopodobnie zdajemy sobie sprawę, że jedynie muskamy świadomością cały przestwór tego wydarzenia, rozumiemy i przeżywamy jak tylko się da.
Ale są też święta, co do których mamy poważne zastrzeżenia, a klasycznym przykładem ofiary naszej ignorancji jest oczywiście Pięćdziesiątnica, która co roku zaskakuje nas zamkniętymi wrotami Tesco i Bi1 na Witosa. („Co to w ogóle są te Zielone Świątki?!”). Dziś jednak o innym święcie nakazanym, wolnym od pracy i bardzo tajemniczym, czyli o Epifanii zwanej świętem Trzech Króli.
Paszport z Izraela
Dawno, dawno temu na całym świecie mieszkali poganie, a istniał tylko jeden wolny od nich punkt na mapie i był to oczywiście wschodni brzeg Morza Śródziemnego. Izrael na tych hektarach pogaństwa wyglądał jak Reduta Ordona na tle falujących, czarnych mas moskali. Był to ten, który czcił prawdziwego, jedynego Boga. Reszta świata padała na twarz przed Lelem, Polelem, Mazu, Wisznu, Ozyrysem, Mardukiem i innymi bożkami, barwnymi wytworami nieskończonej ludzkiej wyobraźni. I od Izraela właśnie wzięło początek zbawienie. Ale na nim nie mogło się zatrzymać. Judaizm to religia zarezerwowana dla członków pewnej nacji, zaś dopiero obiecany jej Mesjasz miał rozciągnąć poznanie Boga na cały świat: To zbyt mało, iż jesteś Mi Sługą dla podźwignięcia pokoleń Jakuba i sprowadzenia ocalałych z Izraela! Ustanowię cię światłością dla pogan, aby moje zbawienie dotarło aż do krańców ziemi. Warto więc zacząć od tego, że nie jesteśmy Żydami. Prawdopodobnie gdybym dokonała teraz wnikliwego przeglądu gałęzi mego genealogicznego drzewa, niewiele znalazłabym tam śladów po członkach Narodu Wybranego. Gdyby więc zbawienie zarezerwowane było tylko dla Żydów, nie miałabym na nie szans. Mało kto by miał.
Czekać jak na zbawienie
Trzej Królowie, Magowie czy Mędrcy także nie byli Żydami. Więcej! Istnieją nawet teorie, brzmiące nieco jak opowieści z mchu i paproci, wg których byli oni wyznawcami tzw. Zaratusztrianizmu, czyli pradawnej religii dzisiejszego Iranu (uczniem jej był np. Freddie Mercury), która jakkolwiek różna od judaizmu i chrześcijaństwa, oczekiwała nadejścia mesjasza. I prawdopodobnie oczekuje nadal. Nie ona jedna. Widać przysłowie czekać jak na zbawienie powinno zmienić znaczenie i być synonimem oczekiwania tak intensywnego, że prowadzące do przegapienia. Akurat Królowie nie przegapili. Szukanie Boga prawdziwego, Jedynego i Żyjącego, Boga dotykającego serca, pośród gąszczu bożków drewnianych, glinianych i człekokształtnych jest chyba potrzebą człowieka, jego pragnieniem. Jest koniecznością: o Tobie mówi moje serce: szukaj Jego oblicza. I jeszcze raz Pismo: Szukajcie Pana, gdy się pozwala znaleźć, wzywajcie Go dopóki jest blisko. Królowie szukali i Król dał się odszukać. Pozwolił, przemówił do nich językiem dla nich zrozumiałym czyli gwiazdą, bo każdy szanujący się mag bada niebo.
Kiedyś Cię znajdę!
W Pieśni nad pieśniami Oblubienica szuka Oblubieńca, gdy Go wreszcie znajduje, nie chce wypuścić. I to jest ta sama scena, co ta ze stajenki! Być może postawienie Melchiora czy Baltazara w roli Oblubienicy powoduje jakiś dysonans estetyczno-moralny, ale warto wiedzieć, że Ukochaną Chrystusa jest Kościół – Ecclesia, a przy tym każda ludzka dusza. Ułatwienie stanowi tu fakt, że dusza w języku polskim posiada rodzaj żeński. W chwili, gdy królowie po tylu trudach docierają do żłóbka, dokonuje się spotkanie miłości Boga i człowieka. Walentynki to przy tym nic! Trzech Króli to święto dwóch pragnień. Pragnienia człowieka, który nie może zadowolić się imitacją czy substytutem Stwórcy, więc ze wszystkich sił szuka Prawdy. I pragnienia samego Boga, Jezusa Chrystusa, który poszukuje swoich dzieci i staje się Emmanuelem, aby dokonać zbawienia i wszystkich przyciągnąć do siebie.
I dlatego mamy dzień wolny. Aby świętować to, że Jezus, Bóg – Człowiek objawił się całej ziemi w osobie Trzech Króli; że Jego zbawienie będzie się teraz rozciągać na cały świat bez względu na więzy krwi czy narodowość. I rozciąga się. Ale nie ma to nic wspólnego z masowością, bo zawsze jest bardzo osobistym spotkaniem, znalezieniem się dwóch miłujących się nawzajem osób: Oblubieńca i Oblubienicy. Boga i człowieka.
Giov

Giovanna Jakimowicz
Autor