, czy
Józefie, czy Ty wiesz?

Czy poczciwy i prawy Józef wiedział, że Dziecko o którym we śnie mówił mu anioł, jest Tym, którego przepowiadali wszyscy prorocy? I Tym, którego mała dłoń powstrzymać miała wielki wiatr?
Wieczny adwent
Żydzi – i to nie tylko kapłani – doskonale znali swoje pisma. Słuchali ich, recytowali i uważali za największy dar. Całe ich życie kręciło się wokół Słowa. A zarówno Tora jak i pisma prorockie zapowiadały nadejście Mesjasza, Wyzwoliciela, Sprawiedliwego. Wyznawcy judaizmu z naprawdę wielkim utęsknieniem oczekiwali przyjścia Mesjasza. Czekali z tym większym pragnieniem, im dłużej rzymska (lub inna) ręka ciążyła na ich twardych karkach. Właściwie mieli wieczny adwent (i nadal mają). Spodziewali się, że Zbawiciel uwolni ich od prześladowców i spuści na nich karę. Słyszeliście kiedyś żydowskie pieśni religijne? Polecam. Polecam też zobaczyć ortodoksyjnego Żyda, który śpiewa. Kiedy my rozmyślamy nad tonacją i barwą, oni po prostu śpiewają i to jakby całym ciałem. To są pieśni pragnienia.
Oto On, oto nadchodzi!
Józef jako pobożny i sprawiedliwy Żyd (choć podobno wcale nie tak leciwy, jak go rysują) musiał wiedzieć na co się zanosi, kiedy usłyszał od anioła: On zbawi swój lud od jego grzechów. Musiał zrozumieć, co się właśnie stało i od czego o mały włos się nie wymówił. A znaczyło to, że Dziecko, które ma urodzić Maryja, to przez które o mało nie rozpadło się ich małżeństwo, jest… Mesjaszem. Właśnie Nim!
Taka łaska! Takie wybranie!
Nie mogę sobie nawet wyobrazić co musiało się dziać w głowie Józefa.
Odtąd Józef stał się czujnym stróżem Największego Skarbu, był jak drzwi tabernakulum, jak palka albo patena. Odtąd oczekiwał rozwiązania razem z Maryją, pewnie z uchem przy Jej brzuchu, i czynił wszelkie możliwe przygotowania. Pewnie strugał kołyskę, zanurzony w uśmiechniętej kontemplacji, podczas, gdy jego Małżonka szyła z radością miniaturowe sandałki.
Imię ojca
Aby dziecko uznać za prawowicie pochodzące od danego mężczyzny, wystarczyło, że ten za takie je uznawał. Genetycznie nikt tego nie dowodził. Józef uznaje Jezusa za swojego syna. Gdyby więc Jezus posiadał dowód osobisty w rubryce imię ojca figurowałby Józef. Wiemy to, ponieważ według prawa tylko ojciec mógł nadać dziecku imię (dlatego też Zachariasza pytano znakami o imię Jana Chrzciciela) i to też według polecenia anioła czyni Józef. Przyjmując Go, daje Mu tym samym swój rodowód – Mesjasz miał pochodzić właśnie z pokolenia Judy, z rodu Dawida.
Święty, święty, Święta.
W jednym domu święty, Święta i Święty. To dopiero musiała być relacja! To musiał być dom! Leonia Nastał – kandydatka na ołtarze z naszej okolicy (Stara Wieś) – spisała swoje objawienia dotyczące życia Jezusa w Nazarecie. Mały Jezus przynoszący Maryi drewienka przygotowane przez Józefa, zbierający kwiatki i chodzący po wodę (wyjątkowo – nie po wodzie). Tradycja Kościoła podaje, że Józef przekazał swemu Synowi fach ciesielski, co oznacza, że Jezus musiał wiele godzin spędzać w warsztacie Józefa, zgłębiając tajniki heblowania i ciosania. Wyobraźnia artystów znalazła w tym miejscu świetne pole do eksploatacji czego owocem są liczne obrazy i malowidła małego lub większego Jezusa, który wraz z Józefem wykonuje najróżniejsze ciesielskie zajęcia. Króluje motyw stołu. Leonia Nastał przekazała nam też informacje o tym, jak Jezus, już większy, siadywał czasami z Józefem w wolnej chwili i rozmawiał:
A dusze mojego ludu prostego niech Mnie zapraszają do siebie na samotne, długie wieczory, niech po znojnym dniu przypomną sobie mojego opiekuna Józefa – cieślę, pracującego w pocie czoła. Dla Mojego Serca bardzo miłe będą te rozmowy w szarych godzinach wieczoru. One mi przypominają chwile, jakie spędziłem w Nazaret przy boku św. Józefa, na wspólnej modlitwie, albo na rozmowie o Ojcu przedwiecznym, o Mej przyszłej działalności, o Królestwie Bożym w Kościele i poszczególnych, przynajmniej niektórych duszach ludzkich. Przed duszą świętego Józefa odsłaniałem te tajemnice w upajających wizjach miłości, tak jednak, by jego wiara nie straciła nic ze swej prostoty.
W twoich rękach
Zaskakujące[1] jest, że Jezus od samego początku jest tak bardzo wydany w ręce ludzi. Maryja ma swobodny wybór – chcieć lub nie chcieć Go, zgodzić się lub nie. Podobnie Józef. To on miał moc przyjąć do siebie Maryję i uznać Jej Dziecko za swoje, nadać Mu imię i wychowywać. Mógł też tego nie zrobić. Choć każdy Żyd czekał na Mesjasza, słyszał o Nim co szabat i codziennie modlił się o Jego przyjście Józef mógł stwierdzić, że nie chce być wytykany palcami. Czyje to niby dziecko on wychowuje? Jak wiadomo sprawy ojcostwa są nieodmiennie, aż do dziś wodą na młyn wszelkich plotek.[2] A jednak Józef przyjął tę łaskę bez zastrzeżeń. Odtąd zajmował się Jezusem, nosił Go na rękach, pieścił i karmił, zapewniał Mu byt. I tak wiele lat. Jednak życie Jezusa zmierzało w kierunku wydania się w inne ręce, wcale nie tak czułe i serdeczne, ale okrutne i bezlitosne. Jezus i tu, w chwili swej męki czyni siebie milczącym, bezbronnym i zależnym, wydaje się i pozwala zrobić ze sobą to, co ludzie chcą z Nim zrobić. Jego moc jest taka sama, jego boskość w niczym nie różni się od tej ze żłóbka, a nadal Jego wolą jest być zależnym od woli swoich dzieci. I nadal tak jest. Przecież Hostia jest tak bezbronna jak dziecko w łonie matki. Albo w rękach ojca.
[1] A jednak w jakiś sposób typowe.
[2] Z tego też możemy wnioskować, że Pan Jezus już w przedbiegach nie miał dobrego PR-u.

Giovanna Jakimowicz
Autor