Rachunek zaufania

Życie weryfikuje wszystko – trochę jak banki. Czas odmierza skrupulatnie żywot wszystkiego – trochę jak finansiści. Okoliczności rozgrzeszają wydarzenia, które nieprzewidywalne są jak spadki na giełdzie.
Nie da się wejść dwa razy do tej samej rzeki. Nie dlatego, że fizycznie nie możemy wejść w to samo miejsce – przy brzegu, albo przy skalistych kamieniach, zanurzając stopy w wodzie. Dlatego, że to nie będzie już ta sama rzeka, ta sama woda i my nie będziemy tacy sami. Życie weryfikuje wszystko. Zmieniają się stałe i zmieniają zmienne. Cudze wybory, wybory naszych bliskich, nas samych. Sprzyjające (albo nie) okoliczności pokazują nam, na kogo możemy liczyć, a kto liczy na nas. Czasami dosłownie.
Sprawdzamy ile warta jest szczerość. Ile zaufanie. Ile prawda. I jaką cenę przyjdzie nam za nie zapłacić. Czasami płacimy grosze – by nie stracić czyjegoś zaufania oferujemy małe kłamstwo lub ewentualnie rozminięcie się z prawdą dla własnych korzyści. Czasem poświęcamy naszą krztę moralności, by uzyskać pewien profit. Schody zaczynają się w momencie, gdy zapłata nie jest wystarczającą, a kłamstwo wypływa, jak tłuszcz, na wierzch. Zaufanie traci na wartości. Ubożejemy w czyichś oczach. Ale bywa, że otoczka całego naszego interesu – przyjaźń – jest na tyle mocna, że oferujemy dodatkową dozę zaufania naszemu przyjacielowi. On zaś ją przyjmuje. Tak postępują przyjaciele. Ufają. Prawda, mimo że traci na giełdzie wartości, wciąż jest towarem eksportowym. A potem rozpoczyna się etap nadmiernej wyprzedaży zaufania. Sprzedaliśmy je raz taniej o parę złotych. Potem za połowę ceny. Za chwilę oddamy zaufanie za darmo. I w końcu nadchodzi moment, że oddajemy je nie tylko gratis, ale musimy dopłacać, by przyjaciel je wziął. Interes się nie kręci. Tracimy godność. Nasz wkład zaczyna oscylować w granicach zera. Za chwilę zbankrutujemy. Ale przyjaciel wciąż chce kupić nasze zaufanie na swoich warunkach. I wówczas, gdy jesteśmy bez grosza i zaufania przy duszy, przyjaciel chce więcej, a co gorsza, poprzednie porcje roztrwonił lub bez sentymentów się ich pozbył – wtedy coś w nas pęka. Następuje krach na naszej giełdzie. Zamykamy okienko naszego sklepu. Mówimy stanowcze nie. Mówimy nie trwonieniu naszego zaufania i naszej godności. Stajemy w obronie naszego dobrego imienia i nie pozwalamy robić z siebie durnia. Ratujemy interes w firmie, ratujemy giełdę i pozostałość po oszczędnościach. Liczymy na polubowne i sprawiedliwe rozwiązanie kłopotów finansowych.
A co robi przyjaciel? Zabiera swój skarb do innego banku. Stwierdza, że na pewno jest taka giełda, która sprzeda mu zaufanie w takiej cenie jak dotąd, albo nawet taniej. Znika, wypłacając cała kwotę do cna. Znika z całym dobytkiem. Znika, bo nie ma banków i ludzi niezastąpionych. My zostajemy bez grosza przy duszy. Czasem też bez duszy. Sami z długami.
Katarzyna Sycz

Katarzyna Sycz
Autor