Ja Wam pół litra, Wy mi pieczątkę: RCKiK.

W opisie działu zapowiadałem, że będę pisać o miejscach ciekawych, wartych odwiedzenia na tyle, żeby wyjść na tajemnicze „pole”, o którym tak często mówią nasi internetowi przyjaciele. Jednym z takich miejsc jest niewątpliwie Regionalne Centrum Krwiodawstwa i Krwiolecznictwa w Rzeszowie – przybytek może nie obfitujący w rozrywki, a jednak mający setki stałych bywalców.
Los postanowił zadrwić ze mnie na tyle, że jako inżynier jestem zewsząd otoczony umysłami biologiczno – chemicznymi. Na porządku dziennym słucham więc ich dyskusji, które osobiście terminuję „biolchemowym bełkotem”. Zalewany setkami ciekawostek o wiązaniach chemicznych, anatomii człowieka czy klasyfikacji mięsa, mleka i wody mineralnej, sam regularnie pcham się do paszczy biologicznego lwa – tytułowego RCKiK, czyli Regionalnego Centrum Krwiodawstwa i Krwiolecznictwa.

To zdjęcie nie ma nic wspólnego z artykułem
Po co oddawać krew?
Od czasów kolonizacyjnych świat niebywale ruszył do przodu: pojawiły się komputery, amfetamina, samoloty, a wraz z nią ruszyła i medycyna. Na świecie codziennie przeprowadza się tysiące operacji i transfuzji. Jednak do ich przeprowadzania niezbędna jest krew, której niestety nie da się w żaden sposób wyprodukować, ani tym bardziej niczym zastąpić. Zapotrzebowanie jak na złość nie spada, a wręcz rośnie. Coraz to więcej katastrof, wypadków, chorób cywilizacyjnych. A skądś tę krew trzeba wziąć. Dlatego istnieje takie właśnie coś jak honorowe krwiodawstwo.
Załóżmy, że chcemy się odjanuszyć, dołożyć swoją cegiełkę na jakiś dobry cel, chcemy oddać krew. Super! Co dalej?

Zdjęcie poglądowe RCKiK
First blood
Pierwej robimy szybki rachunek sumienia, żeby oszczędzić sobie niepotrzebnego spaceru:
Czy mamy raka? Czy chorujemy na serce lub inne choroby układu krążenia? Czy mamy wirusowe zapalenie wątroby, HIV, schizofrenię, malarię czy może po prostu jesteśmy obecnie lekko przeziębieni? Jeśli tak, to niestety wizytę w RCKiK musimy odłożyć w czasie. Jeżeli nie – super! Jesteśmy na jak najlepszej drodze.
Drugim krokiem jest odwiedzenie (może być z buta) wspomnianego RCKiK na ul. Wierzbowej 14 (przed tęczowym mostem od strony ul. Rejtana). Wchodząc do środka nie zrażamy się długością potencjalnej kolejki – przecież im nas więcej, tym lepiej! Czekamy grzecznie na swoją kolej, podajemy pani dowód osobisty lub paszport i dostajemy duży, straszny kwestionariusz do wypełnienia.

Typowa legitymacja HDK
Dlaczego kwestionariusz jest duży i straszny? Ano dlatego, że osoby, które będą przyjmować naszą krew są zwykle mocno osłabione. Mogą to być osoby po wypadkach, chorobach nowotworowych, czy też mogą to być noworodki. Z tego względu, nawet jeśli nasze zapalenie płuc sprzed tygodnia już nam nie straszne, to wcale nie znaczy, że organizm biorcy będzie równie odporny co nasz. W kwestionariuszu odpowiadamy więc zgodnie z prawdą: czy jesteśmy obecnie zdrowi, czy w 1996 roku byliśmy w Wielkiej Brytanii, czy mamy HIV, czy nasza żona ma HIV, czy kochanek naszej żony ma HIV, czy braliśmy aspirynę, leki przeciwzapalne, hormon wzrostu, et cetera, et cetera. Odpowiedzi są oczywiście do dyspozycji wyłącznie naszej i lekarza, nikt inny nie ma do nich wglądu. Pełny kwestionariusz znajdziecie tutaj: LINK
Gdy wypełnimy duży i straszny kwestionariusz siedzimy sobie spokojnie na korytarzu i czekamy, aż nasz numer zostanie wezwany do pokoju badań. Tam nakłuwają nam palucha (gitarzyści – polecam poprosić o nakłucie u prawej dłoni) i mierzą cukier. Wracamy na korytarz i znów czekamy, tym razem na wezwanie do lekarza. Wchodzimy, mówimy dzień dobry i podajemy nasz straszny kwestionariusz. Pan/pani doktor dopytuje nas o szczegóły, mierzy ciśnienie, wagę i jeśli wszystko jest w porządku, oddelegowuje nas do poczekalni, gdzie przy darmowej kawie lub herbacie czekamy na wezwanie do donacji.
Pobierane jest najpierw 50 ml krwi na badania, a następnie właściwe 450 ml do woreczka. Po wszystkim czekamy jeszcze chwilę na siedzeniu i odbieramy pieczątkę do legitymacji HDK oraz ewentualne zwolnienie ze szkoły lub pracy. Wracamy do poczekalni, pijemy jeszcze jedną kawę lub herbatę i odbieramy nasze 4500 kcal w postaci czekolad. Tak kończy się nasza przygoda.

Czekolady, które otrzymujemy za donację. Gorzkie zawsze oddawałem mamie na polewy
Czy warto?
Jak pamiętacie z artykułu o Bieszczadach mam naturę leniwej buły. Jednak niedługo po osiemnastce zacząłem regularnie oddawać krew, a było to dla mnie tak naturalnym odruchem, że chyba nigdy nie zadawałem sobie pytania „po co?”. Dla mnie to tylko pobudka kilka godzin wcześniej, 2-3 godziny w korytarzu i stracone pół litra, które regeneruje się w ciągu dwóch dni. Nawet jeśli tej krwi miałoby być za dużo w magazynach, to lepiej tak, niż gdyby miało jej być za mało.
Nie wystarczy niestety jedna czy dwie duże akcje, żeby narobić zapasów. Krew ma swoją datę ważności, około 30-40 dni, a po tym czasie nadaje się do wyrzucenia. Dlatego ważne są regularne donacje.
Oddając krew, możemy ponadto liczyć na:
- zwolnienie ze szkoły/pracy w dniu oddawania krwi, a w przypadku niedopuszczenia nas do donacji, zwolnienie na czas wykonywania badań
- każdorazowe badania wirusologiczne
- posiłek regeneracyjny o wartości 4500 kcal (9 czekolad) oraz kawa i herbata
- ulga podatkowa z tytułu oddawanej krwi
- zwrot kosztów dojazdu do punktu poboru krwi
- darmowe wyrobienie krew karty

Po kilku donacjach otrzymujemy darmową KrewKartę z naszą grupą krwi. Jest do jedyny, poza legitymacją HDK dokument, którego ratownicy medyczni mogą użyć, by potwierdzić naszą grupę krwi, bez potrzeby przeprowadzania analiz. Bardzo przydatne w momencie wykrwawiania się.

Staszek Napiórkowski
Autor