Zniekształceni

Czy Bóg może stworzyć kamień, którego nie może podnieść? Wygląda na to, że już stworzył.
Jak zagiąć katechetkę
Wędruje po Internecie zagadka logiczna, według legendy wymyślona przez samego Einsteina. Problem ten trafił już na listę ulubionych pytań pokoleń uczniów i uczennic, która nosi tytuł „Jak zagiąć katechetkę?” i znajduje się w rankingu tuż za Czy Adam i Ewa mieli pępki? oraz Jakim sposobem Kain z Ablem zaludnili ziemię? Zaraz za nim następuje Czy Harry Potter jest zły? Jak również Czy Kościół zabrania robienia tatuaży? Pytanie brzmi tak: Czy Bóg może stworzyć kamień, którego sam nie mógłby podnieść? Bóg może robić z kamieniami wiele rzeczy: wyprowadzać z nich wodę, zamieniać w chleb, wzbudzać z nich potomstwo Abrahamowi, sprawić by wołały, góry może przenieść albo małym kamyczkiem unieszkodliwić dużego Goliata. Prawdopodobnie może z nimi robić wszystko. Co więc z tym kamieniem?
Wolnoć Tomku w swoim domku
Pomijając jakże trafne wyjaśnienie, że zagadka ta zawiera błąd logiczny, przedstawię pewną religijną interpretację. Według niej Bóg dawno temu stworzył już taki kamień. Czy chodzi o Uluru w Australii? Nie. Chodzi o naszą wolność. Bóg nie chcąc automatycznych generatorów hymnów i uwielbień (bo wtedy stworzyłby Magnetofon i Wierzę zamiast Adama i Ewy) obdarzył nas wolnością czyli swobodnym wyborem między chcieć i nie chcieć Go. I choć Jego pragnieniem jest, by każde z Jego dzieci wpuściło Go do siebie, nigdy nikomu tego nie narzuci, nikt nie zostanie do tego zmuszony. Innymi słowy zawsze będzie możliwość wyjaśnienia czegoś autosugestią i zbiorową halucynacją, zbiegiem okoliczności, stanem emocjonalnym lub niedostatecznym rozwojem wiedzy na chwile obecną. I to jest ten kamień. Ten swobodny wybór – dany nam przez Boga i z definicji niemożliwy do ruszenia przez Niego.
Sieć powiązań
Kiedy już skończą się zabawne pytania, bywa, że na katechezie przechodzi się do zagadnień egzystencjalnych: dlaczego na świecie jest cierpienie? To jest dopiero zagwozdka! Przecież Bóg nas kocha! Czy to nie przeczy Jego miłości? Jak On może patrzeć na nasze cierpienie?
Gdybym wzięła duży kamień albo cegłę i cisnęła tym w tłum ludzi, to ja zgrzeszę. Ale oni odniosą obrażenia. Jeśli ja, nietrzeźwa (sytuacja czysto hipotetyczna – mam Krucjatę[1]), wsiądę za kierownicę, to owszem, zgrzeszę. I najprawdopodobniej fizycznie nic mi się nie stanie. Pewnie w wypadku zginie ktoś inny. Jeśli wymyślę na tyle chwytliwą ideologię i będę na tyle charyzmatyczna, że zdołam skierować całą siłę witalną jednego narodu przeciw drugiemu, to ja zgrzeszę. Ci co mnie posłuchają też. Ale cierpieć będzie ktoś inny. I tak jest ze wszystkim. Ponosimy skutki wyborów innych ludzi, a inni ponoszą konsekwencje naszych, a są to wybory między dobrem a złem. I znowu jesteśmy przy kamieniu. Mamy swobodny wybór. Czasami konsekwencje naszych czynów są tak dalekosiężne i złożone, że nie dociera tam nasza wyobraźnia. Narkotykowy boss z Kolumbii nie zobaczy nigdy matki i ojca z pod Warszawy, którzy znaleźli swoje dziecko zaćpane w łóżku. I nie trzeba być narkotykowym bossem, by mieć wiele na sumieniu. Ile razy ktoś przeze mnie płakał, a ja nic o tym nie wiem?
Mówią, że na Sądzie Ostatecznym spotkamy wszystkich ludzi, których skrzywdziliśmy za życia. I oni nam wtedy przebaczą.
Śmieszki, heheszki
Podobno czasami do spowiedzi przychodzą ludzie, którzy opowiadają swoje grzechy jak anegdoty. Śmieszki heheszki. Święci Kościoła jednogłośnie mówią o tym, że grzech nie jest śmieszny. Doskonałym obrazem poziomu zabawności grzechu jest scena z dziedzińca Piłata, kiedy namiestnik rzymski wyprowadza Jezusa ubiczowanego, w purpurowym płaszczu, koronie cierniowej i z jakąś trawą w ręku. Konsekwencja naszego grzechu jest zapisana na Jego ciele. Prorok Izajasz pisze:
Cała głowa chora, całe serce osłabłe;
od stopy nogi do szczytu głowy nie ma w nim części nietkniętej:
rany i sińce i opuchnięte pręgi,
nie opatrzone ani przewiązane,
ni złagodzone oliwą.
Ecce homo – oto człowiek. Może gdybyśmy byli w stanie zobaczyć nasze dusze, tak by właśnie wyglądały. Grzech rani, zniekształca, deformuje człowieczeństwo. Sprawia, że stajemy się karykaturą człowieka, którego stworzył Bóg na swój obraz i podobieństwo.
Człowiek grzeszny, czyli np. ja, jest okaleczony, zniekształcony. Inny niż miał być. Wszyscy zgrzeszyliśmy, a grzech ma jeszcze tę właściwość, że oddziela od Boga, wykopuje przepaść między nami a Nim. I sprawia, że stajemy się pancerni i odporni na Jego miłość. Czasami nawet nie mamy pojęcia, że ona istnieje.
[1] W Ruchu Światło – Życie przyrzeczenie dobrowolnej abstynencji od alkoholu.

Giovanna Jakimowicz
Autor