Buszujący w raju

Zastanawialiście się kiedyś co znaczy „Wierzę w ciała zmartwychwstanie, żywot wieczny. Amen”? Bo ja raczej mało. Okazuje się jednak, że to całkiem interesujący temat. Kiedy nadjedzie już Sąd Ostateczny, Bóg oddzieli owce od kozłów, nasze dusze powrócą do swoich ciał, ponieważ człowiek tak był stworzony: jako dusza i ciało. Tomasz z Akwinu wyraził nawet opinie, że dusza nie może być w pełni szczęśliwa bez ciała. Oznaczałoby to mniej więcej tyle, że nawet święci, będący teraz w niebie, oczekują powrotu do swoich niegdysiejszych, fizycznych przybytków.
Wszystko będzie takie Nowe…
Wyobraźcie sobie jak pod gruszą król Dawid konwersuje ze świętą Cecylią o wyższości harfy nad lutnią. Muzyka na smykach gra… Nieopodal siedmiu gibkich młodzieńców żegna się ze swą matką, wszyscy promieniejący jak Jezus na Górze Tabor, wszyscy uśmiechnięci, bez śladu po kaźniach, biegną, bo umówili się z trzema młodzieńcami z pieca ognistego na małe spotkanie. Może meczyk? Sędziuje Salomon. Ty zaś w najlepsze leżysz sobie na zdrowej, pachnącej upojnie trawie, na wielkiej łące, ciepłej i drżącej, a gdy słyszysz kroki Boga niedaleko, leżysz dalej, bo nie musisz się ukrywać. Nie jesteś nagi! Masz przecież białe szaty, te opłukane i wybielone we krwi Baranka. Święty Antoni z lilią za uchem (ale taką lilią, jakiej żaden ogrodnik wyhodować nie zdoła!) przypomina ci te wszystkie klucze, ładowarki i legitymacje studenckie, któreś zgubił i odnalazł za jego sprawą. Józef z Kupertynu i Jan Kanty śmieją się z tobą na wspomnienie tego kolosa z zimowej sesji, o którego tarmosiłeś niebiosa. Śmieją się, bo się modlili za ciebie, a Pan Jezus słowami, które są słodyczą i głosem, który łamie cedry potwierdza, że nie dawali Mu spokoju. Ale co tam kolos? Co tam legitymacja? To jest wszystko nieważne! Nikodem i Jan od Krzyża rozprawiają o urokach nocy z Abrahamem, który przypomina sobie tę jedną, w którą liczył ziarnka piasku i gwiazdy. I patrzy, ojciec Abraham, na tę cała rzeszę świętych, zbawionych, na ten rój gwarny, królestwo wszystkich wieków, jak kiedyś w Ur na rozgwieżdżone niebo i dodaje na kartce. Ale na nic liczenie! Bo to przecież ten wielki tłum, z każdego narodu i wszystkich pokoleń, ludów i języków. Ten, którego nie mógł nikt policzyć.
Zgliszcza
Jak wiemy raj był na ziemi. I ten nowy raj też tutaj będzie! Podobno to co mamy dzisiaj, to jak wygląda teraz świat i jego mieszkańcy, to są zgliszcza. Zgliszcza w porównaniu z Edenem. A przecież jakie czasami piękne! Bieszczady, Tatry, Wielkopolska płaska jak patelnia, Grzywacka jesienią! Jak więc wyglądał tamten świat?
Jan Ewangelista, ten co miał farta do nauczycieli i miejscówek przy stole, jak powszechnie wiadomo, otrzymał wizję nieba. Nie był to ten raj utracony na który czekamy, ale niebo w chwili obecnej. Stan faktyczny. W opisie Jana często pojawia się sformułowanie „jak gdyby”. Twarz jak gdyby ludzka, głos jak gdyby trąb… To co widzi jest nieznane, niepojęte, INNE niż wszystko na co patrzyliśmy i czego dotykały nasze ręce. Aby więc choć trochę musnąć istotę zjawiska, Jan stara się porównywać do rzeczy powszednich. Z umiarkowanym powodzeniem. My pojmujemy świat przez zmysły, a niebo nie jest przystosowane do tak kiepskiego odbioru. Jest czymś ponad to. Słyszałam, że w niebie jest więcej kolorów niż na ziemi. Spróbuj wyobrazić sobie kolor, którego nigdy nie widziałeś, inny niż te w palecie barw programów graficznych. Nie da się! I to nam właśnie przybliża obraz Nowej Ziemi. Po prostu ani ucho nie słyszało, ani oko nie widziała, ani serce człowieka nie jest w stanie pojąć jakie rzeczy przygotował Bóg, tym, którzy Go miłują.
Co ma teściowa do żmii
Czy na Nowej Ziemi będą zwierzęta? Tego nie wiemy. Brak danych. Niedawno Ecclesia – Matka dała nam do przeczytania fragment o zwierzętach, zupełnie sobie wrogich, które gdzieś kiedyś razem będą legały. Fajnie by było pogłaskać tygrysa, niedźwiedzia, lwa, bawić się z panterą, nie bać się kobry czy żmii. Podobno chodzi jednak o coś jeszcze innego i dobry namiar dają nam na to żarty o teściowej. Są ludzie, z którymi nie możemy się dogadać. Co więcej i my jesteśmy ludźmi, z którymi niejeden ma kontakt co najmniej utrudniony. Są wśród nas byty tak wobec siebie obce jak wilk i baranek, jak pantera i koźlę, albo żmija i niewinne dziecko. Jak Stal i Resovia[1]. Mickiewicz i Słowacki. Piłsudski i Dmowski. Jacek Soplica i Gerwazy Rębajło. Jak zięć i teściowa… I Jezus, Książę Pokoju, ma moc to wszystko pojednać (pojednać wszystko w sobie…), wszystkie te relacje uzdrowić, zagoić. Kiedy?
Już. Łaska Jezusa jest na tę chwilę. Kiedy teściowa patrzy na zięcia jak na obcy byt, a zięć podaje jej serwetkę, by otarła jad, to to jest tak, jakby między nimi rozciągnąć drut kolczasty i wypuścić wściekłe dobermany. Relacja nie do uratowania. Pat.
Niemożliwe?
Kojarzycie może, że w Starym Testamencie ludzie czcili drewnianych, glinianych bożków? Takich, którzy byli, stali na półce, ale nie mieli żadnej mocy. Zastanawiam się czy czasami nie traktuje tak Jezusa – jak Boga z drewna. Który był i jest, ale na pewno nie przychodzi. A jeśli nawet, to nie do mnie. I tu jest chyba klucz. Tam gdzie ja już nie mam nadziei i kończą mi się pomysły, a nawet chęci, nadchodzi On – Bóg żywy.
Ogólny wniosek tego wywodu jest taki, że niebo i raj owszem będą i zapanuje wtedy pokój i miłość na Nowej Ziemi. Jezus powiedział jednak coś więcej: Królestwo Moje pośród was jest. Już jest. Już może być.
Giov
[1] Dla tych będących na między-diecezjalnej emigracji podaję bliższy przykład: Cracovia i Wisła

Giovanna Jakimowicz
Autor